niedziela, 6 kwietnia 2014

[02] Soy un angel te lo juro, los cuernos los tengo solo para aguantar mi aro.

" Ja jes­tem z tych, co nak­ry­wają głowy kołdrą. Z tych, którym strach uniemożli­wia oddychanie. "
                                                                       ~ Katarzyna Nosowska

Leniwie otworzyłam oczy, ziewając głośno. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. 5.21. Mój zegar biologiczny przyzwyczaił się do wczesnego wstawania. Przeciągnęłam się kilka razy i postanowiłam wstać. I tak już nie zasnę. Noc miałam, o dziwo, bardzo dobrą. To łóżko było niesamowicie wygodne. Podeszłam do okna, rozsuwając długie, limonkowe zasłony. Nie mam pojęcia w jakiej wiosce się znajdowałam, ale tutaj słońce swoją wędrówkę zaczyna bardzo wcześnie. Siedzibę organizacji otaczał niewielki las mieszany. Ze spokojem mogłam odróżnić sosnę, lipę, topolę czy świerk. Otwierając szeroko okno, poczułam rześkie oraz wilgotne powietrze. Takie bardzo lubiłam. Delikatny wiatr muskał moją twarz, kiedy ja siedziałam na parapecie oparta o framugę okna. Przed snem sporo myślałam nad dzisiejszym porankiem. Na śniadaniu miałam poznać resztę członków organizacji oraz mojego opiekuna. Na prawdę, nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać po tych typkach. Dobrze, że miałam wsparcie ze strony Konan, na którą na pewno będę mogła liczyć. Westchnęłam głośno, spoglądając na urokliwy krajobraz. 
Nagle zauważyłam czerwonowłosego chłopaka wychodzącego z siedziby. Przyjrzałam mu się baczniej i rozpoznałam w nim osobę, która wczoraj rozmawiała z Konan w 'szpitalu'. Nie wiedziałam, że tutaj ktoś wstawał równie wcześnie co ja. Chłopak przeciągnął się i usiadł na schodkach, które prowadziły do wejścia głównego organizacji. W jednej ręce trzymał kubek z gorącym napojem, a w drugiej papierosa. Wyglądał na bardzo spokojną, zrównoważoną osobę. Siedziałam na parapecie, spokojnie go obserwując. Był ubrany wyłączcie w długie, szare dresowe spodnie. Stąd mogłam dostrzec jego tatuaż na plecach. Duży, czerwony skorpion. Przyjemne ciarki ogarnęły moje ciało. Mocno potrząsnęłam głową, schodząc cicho z okna. 
Kroki skierowałam do łazienki, w której zaliczyłam szybki, ale jakże kojący prysznic. Następnie wzięłam się za swoje nieokiełznane włosy, które sięgały już prawie pasa. One wręcz uwielbiały się plątać i kołtunić. Tak strasznie nienawidziłam ich czesać, zawsze się to kończyło utratą większości włosów i nerwów.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Konan stała tuż obok mnie w łazience.

- O matko dziewczyno, co Ty robisz tym biednym włosom? - zacmokała niezadowolona. Spojrzałam na nią wymownie.

- Jak widzisz, nie chcą ze mną współpracować. - Konan zaczęła przyglądać się moim kłakom, dotykając je. Nagle ją olśniło.

- Poczekaj tu, zaraz wrócę! - i zniknęła zanim zdążyłam w ogóle zareagować. Byłam bardzo ciekawa co ta wariatka wymyśliła. W ciągu krótkiej chwili wróciła z prostownicą w ręce.

- To cacko czyni cuda, uwierz mi. Raz dwa będziesz miała gładkie i sypkie włosy. Podkradłam ją Deidarze, gdyby się o tym dowiedział, podrzuciłby mi jakąś bombę do pokoju. Siadaj tutaj. - wskazała na stołek znajdujący się na przeciwko lustra. Osobiście, nigdy za specjalnie nie zwracałam uwagi na mój wygląd. Ważne by był schludny, wygodny i praktyczny. Lecz na pierwszy rzut oka widać było, że Konan uwielbiała modę. Dziś włożyła na siebie jasne, poprzecierane, obcisłe jeansy oraz krótką, opadająca na jedno ramię, białą bluzeczkę odsłaniającą brzuch. Na nogach miała stylowe balerinki z odkrytymi palcami. Włosy miała zaś zaczesane w pokaźnego koka. Przy niej wypadałam co najmniej słabo. Ja byłam niska, bardzo szczupła i bladziutka. Na twarzy miałam piegi, które wpędzały mnie w jeszcze większe kompleksy. Nie wspominając o piersiach, które miałam w rozmiarze rodzynek. Westchnęłam głośno. Spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się na widok Konan bardzo skoncentrowanej na tym co robi. Gdy już skończyła, chwyciła lakier do włosów w celu natapirowania mojej czupryny.

- Konan nie trzeba i tak pod koniec dnia będę miała szopę. - rzuciłam lekko. Konan zaśmiała się, cmokając głośno.

- Otóż nie, bo jak ja to zrobię będzie się trzymało cały dzień i noc. W końcu musisz się jakoś zaprezentować, no. Nie możesz wyjść na jakąś sierotę. - no tak. Przecież to jest organizacja pełna wolnych, wyzwolonych, dzikich samców. Nic tylko się dla nich stroić. Od tak, by im czas umilić. I nie wiem dlaczego, ale nagle pomyślałam o czerwonowłosym....stop. Odchrząknęłam głośno, przywracając się do porządku. Spojrzałam na arcydzieło zadowolonej z siebie Konan. Moje włosy były piękne, puszyste i gładziutkie.

- Dziękuję Ci kochana. - uśmiechnęłam się wesoło, cmokając dziewczynę w policzek.

- A co masz zamiar włożyć na siebie?

- Coś w czym można przyrządzić śniadanie? - Konan wywróciła wymownie oczami, podchodząc do mojej szafy. Zamruczała coś w stylu 'zła odpowiedź' i zaczęła grzebać w moich ciuchach. Usiadłam na łóżku, czekając co znowu wymyśli. Nagle dostałam po głowie moim jeansowym, krótkim kombinezonem na ramiączka, z brązowym plecionym paskiem. Serio?

- No co Ty? Oni chyba pękną ze śmiechu. Przyszła do garów odwalona jak na odpust. - poczułam na sobie wściekłe spojrzenie Konan. Coś w stylu ' nie pyskuj, bo Ci jęzor urwę'. Potulnie weszłam do łazienki i przebrałam się w zestaw przygotowany przez niebieskowłosą. Osobiście, uważałam że to lekka przesada, ale wolałam nie zadzierać ze wściekłą Konan. Ze sztucznym uśmiechem opuściłam łazienkę.

- Zadowolona? - Dziewczyna wydawała się być wręcz zachwycona. 

- Owszem, idziemy! - klasnęła wesoło, kierując się do wyjścia.  A ja właśnie sobie uświadomiłam, co mnie czeka. I nawet nie zdążyłam się porządnie zestresować, byłyśmy już w kuchni, która była urządzona w staroświeckim, wiejskim stylu. Jasne panele pięknie podkreślały ściany w kolorze ecru, a blaty w kolorze głębokiego mahoniu pięknie się wyróżniały. Jednym słowem kuchnia była niesamowita. Aż, chciało się gotować. Zajrzałam do lodówki, która o dziwo nie była pusta. Wyjęłam z niej składniki potrzebne do zrobienia omletów. Bardzo dobrze współpracowało mi się z Konan. Ona zajęła się nakrywaniem stołu oraz parzeniem białej herbaty. Z czasem w kuchni zaczęli pojawiać się członkowie organizacji. W zwykłych białych T-shirtach czy koszulach oraz w jeansach, wyglądali całkiem normalnie. I na pewno nie tego się spodziewałam. Nagle w drzwiach stanęła osoba, od której w dużej mierze zależało moje przetrwanie w organizacji. Kisame Hoshigaki. Oparł się o framugę, wlepiając we mnie swój zaciekawiony wzrok. Speszona odwróciłam głowę i zaczęłam skubać końcówki moich włosów. Usłyszałam głośne prychnięcie. Wzdrygnęłam się. Wyczuwałam  przyjacielskie stosunki między nami. Po chwili do jadalni wszedł lider, który ogarnął władczym wzrokiem wszechobecny ogół. 

- Jak już zauważyliście, mamy w naszych szeregach nową koleżankę, Josephine Hozuki. Błagam Was tumany, okażcie choć trochę samokontroli i kultury. Pokażcie, że potraficie chociaż przy stole zachować się jak ludzie. Żebym się nie musiał za Was wstydzić, debile. Dziękuję za uwagę, możecie usiąść na dupach. - i tyle jeśli chodziło o przywitanie. Każdy kto był w jadalni, kiwnął grzecznościowo głową, przedstawiając się. Następnie usiadłam między Konan a Kisame. Na drugim końcu stołu przyuważyłam czerwonowłosego. Zdawał się mieć gdzieś wszystko i wszystkich. Zawiesiłam na nim mój nieobecny wzrok. Przypomniałam sobie jego tatuaż. Ciekawe, czy ma ich więcej? zamyślony. Przygryzłam wargę i pewnie jeszcze dłużej bym robiła z siebie skończoną debilkę, gdyby nie Konan, która trzepnęła mnie w kolano. 

- Ty się weź za zjadanie omletów, a nie Sasoriego. - zaśmiała się półszeptem, a ja poczułam jak moja twarz zamieniła się w wielkiego buraka. I nagle znów usłyszałam ten irytujący śmiech. 

- Teraz jesteś mniej pyskata niż w Kiri. Czyżbyś się przestraszyła? Założę się, że w ciągu dwóch dni stąd spieprzy - spojrzałam piorunująco na blondyna. Faceci, oni zawsze czują się lepsi i silniejsi od kobiet. Czułam narastający gniew.  

- Zamknij się, ograniczona umysłowo blondyneczko. - wyraz jego twarzy natychmiastowo się zmienił. Wyrażał ogromne wkurwienie. 

- Pilnuj się ze słowami, nie wiadomo ile tu pożyjesz. - wysyczał groźnie. Prychnęłam głośno. 

- To, że z tym swoim karłowatym kumplem, postraszyliście mnie śmieszną igiełką ma sprawić że mam się bać o własne życie? Serio? Na nic więcej Was nie stać? Twój brzydki jak noc kolega miał przerobić mnie na kukiełkę, a to dobre. Pozdrów go i jego wielkiego garba ode mnie. - w jadalni nastała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Nagle Deidara głupio zarechotał. 

- Po co mam go pozdrawiać, skoro możesz zrobić to sama? Prawda, Sasori danna? - nerwowo spoglądałam to na Deidarę, to na Konan i nadal nic nie rozumiałam. Bogu dzięki, że Konan była obok. 

- Josephine, Ty jeszcze mało wiesz o nas, pozwól że Ci wyjaśnię. Sasori to marionetkarz. Widziałaś go w Hiruko czyli marionetce, w której chodzi na każdą misję. A Ty Dediara, zamknij już ten pysk. - czy ja zawsze musiałam zrobić z siebie idiotkę? Nawet nie zerknęłam w stronę lalkarza. Było mi tak wstyd a zarazem byłam wściekła. Dałam się głupio zmanipulować. Lecz mnie nagle olśniło. Uśmiechnęłam się chytrze, spoglądając na blondyna zaczepnie.

- No Deidara, ale czuprynki to sobie dziś nie wyprostowałeś, co? - blondyn spojrzał na mnie z chęcią mordu w oczach. Gwałtownie przywalił pięścią w stół i wyszedł. Zaś reszta organizacji śmiała się w najlepsze. A ja już wiedziałam, że Deidarę jako pierwszego mogłam wpisać na moją listę wrogów.




Reszta śniadania przebiegła w spokojnej atmosferze. Zdobyłam duże uznanie wśród członków organizacji, szczególnie Hidana, Kakuzu i Lidera. Omlety, ich zdaniem, były wybitne. Po posiłku, zostałam by pozmywać naczynia. Niestety, Konan nie mogła mi pomóc. Została pilnie wezwana na dywanik do Paina. W sumie, cieszyłam się, że mogłam zrobić to sama. Musiałam ochłonąć po sprzeczce z Deidarą. 
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do kuchni, po czym opiera się o blat kuchenny. Kisame patrzył na mnie i czekał aż coś powiem. No ale co? 'Dzień Dobry'? 

- Dobrze gotujesz. Przypomniałaś mi smak Kiri Gakure. Masz plusa.  - uśmiechnęłam się triumfalnie. Moje ego zostało delikatnie połechtane. Cóż, może własnie moje omlety były początkiem naszej owocnej współpracy?

- Dziękuję bardzo, mama wiele mnie nauczyła. - delikatnie zaczesałam włosy za ucho, by ich nie zamoczyć w zlewie. 

- Wiesz już, że zostałem Twoim trenerem? Chciałbym jeszcze dziś rozpocząć ćwiczenia z Tobą. Dlatego oczekuję Cię za godzinę na dole, młoda. - na odchodne poczochrał moją czuprynę. Młoda? To właśnie taką dostałam ksywkę? Cóż, należało się tylko cieszyć. Mogło być znacznie gorzej. Opłukałam ostatni talerz, a następnie skierowałam się do mojego pokoju. Musiałam się odpowiednio przygotować do treningu. Z szafy wybrałam czarne dresowe spodenki oraz czarną bluzę z kapturem. Włosy zaplotłam w dobieranego warkocza. Opadłam na podłogę, opierając się o łóżko. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że ten trening może być kompletną porażką. Nie potrafiłam zbyt wiele. Nie znałam żadnej techniki, ojciec i mistrz Hiro zawsze skupiali się na walce wręcz. Jedyne co zawsze mnie broniło to woda. Kiedy mnie otaczała, czułam się w pełni bezpieczna. 
Ja pieprzę, wystawiam się na konkretne pośmiewisko. I nagle poczułam, że popełniłam ogromny błąd. Ja tutaj po prostu nie pasuję. Fakt, potrafiłam napyskować, miałam cięty język, umiałam się bić, ale to nie wszystko. To nie pozwoliłoby mi przetrwać w organizacji pełnej morderców i psycholi. 

W tym momencie miałam ogromne pretensje do mistrza Hiro, który nie nauczył mnie niczego prócz wymachiwania pięściami. Nerwowo zaczęłam przeszukiwać szuflady, szukając lekarstwa na moje wszystkie utrapienia. Czekolada była dobra na wszystko. Gdy ją dorwałam, zaczęłam łapczywie się nią zajadać.  
Nagle do pokoju wparował Kisame.

- No ładnie, ładnie. A dupa rośnie! - pożarłam ostatni kawałek, a papierek wrzuciłam pod łóżko.

- Każdy ma swoją słabość. - spojrzał na mnie spode łba. 

- Będziesz musiała z tym skończyć i zapewniam Cię, że tego dopilnuję. A teraz dupa do góry, idziemy! - z niechęcią podniosłam się z podłogi. Wychodząc z siedziby organizacji, spotkaliśmy Konan, która zacisnęła kciuki szepcząc cicho "powodzenia''. Na pewno się przyda. Idąc za Kisame mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był to bardzo wysoki mężczyzna o muskularnej sylwetce i bardzo bladej karnacji. Śmiało mogłam przyznać, że był on najwyższą osobą w Akatsuki. 

Z mojego dzieciństwa pamiętam go jak przez mgłę. Jednak jedno wydarzenie bardzo mocno wryło mi się w pamięć. To było ładnych paręnaście lat temu. Wtedy jeszcze mój ojciec utrzymywał z nim kontakty i wdawał się w  szemrane interesy. Byłam świadkiem egzekucji jakiegoś mężczyzny, który musiał  porządnie zaleźć za skórę mojemu ojcu i Kisame. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym tata zamachnął się ogromnym mieczem i odciął głowę swojej ofierze. Hoshigaki wtedy zauważył mnie, kryjącą się w krzakach. Zwiałam wtedy czym prędzej, by mnie nie dogonił. Schowałam się w kartonie, który był przy wielkich kontenerach. Siedziałam tam całą noc, płacząc z przerażenia. Do dzisiaj, miewałam koszmary związane z tym zdarzeniem. 

Jako mała dziewczynka, nie wiele wtedy rozumiałam. Z biegiem lat, to zdarzenie otworzyło mi oczy. Życie to nie sielanka, a po świecie chodzą tacy skurwiele jak mój ojciec. I kto wie czy to on nie miał nic wspólnego ze zniknięciem mojej biologicznej matki? W końcu miał tyle odwagi by mnie po prostu sprzedać organizacji pełnej przestępców, bez uprzedniego przygotowania mnie. 
Teraz kiedy jestem pod opieka samego Kisame Hoshikage, miałam szansę stać się silną shinobi. Jednakże, w sercu głęboko, czułam strach przed tym co mnie czeka. Wiedziałam, że przede mną była długa droga by stać się kimś znaczącym w organizacji. Z rozmyślań wyrwało mnie nagłe zderzenie z plecami Kisame. Były tak twarde, iż z początku myślałam że złamałam nos. 

- To będzie nasze pole treningowe. Tutaj panują najlepsze warunki do rozwoju twoich umiejętności, które zakładam są znikome? - strzał w dziesiątkę, mistrzu. Rozejrzałam się bacznie dookoła. Staliśmy na przeciw ogromnego wodospadu, który swoje ujście kończył w wielkim jeziorze. Otoczeni byliśmy gęstym lasem  z którego było słychać lekki szelest liści. Całe miejsce miało w sobie jakąś tajemniczą aurę. 

- Na co czekasz, Hozuki? Wskakuj do wody! - spojrzałam na niego jak na idiotę. To był jakiś żart? Kisame parsknął śmiechem i zaczął się rozbierać.

- Ty mówisz serio? - nie powiem, ale przebywanie w towarzystwie Kisame w samej bieliźnie, po prostu mnie krępowało. 

- Nie. Przyszliśmy tutaj by sobie pożartować. Masz 15 sekund, a jeśli się nie wyrobisz czeka Cię 40 okrążeń w okół jeziora. Radzę się pospieszyć. - w ekspresowym tempie zaczęłam zrzucać z siebie po kolei buty, skarpetki, spodenki, koszulkę i bluzę. I gdy Kisame wykrzyczał czternastkę, ja byłam już w wodzie. Skwitował krótkim " Grzeczna dziewczynka ". Wbiegając do wody, przygotowałam się na skrajnie zimną wodę. Ku mojemu zdziwieniu, była na prawdę ciepła i przyjemna. Widocznie pod nami musiały znajdować się gorące źródła.

- Co czujesz? - zapytał Hoshigaki. Uniosłam delikatnie brew do góry. 

- Bezpieczeństwo i spokój. Woda zawsze działała na mnie odprężająco. - Kisame zaczął mi się przypatrywać, gdy nagle złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Następnie odgarnął mojego warkocza na bok i zamruczał głośno. 

- Tak jak myślałem. Nimfy Cię naznaczyły. To niezłe intrygantki, wiedziały co robią, kiedy Cię przemieniały. A już wątpiłem w ich inteligencję. - delikatnie złapałam się za miejsce w którym miałam swój 'znak rozpoznawalny'. Była to mała rozgwiazda otoczona sześcioma kółkami. Każde z nich oznaczało inną nimfę. Nie powiem, nie kiedy znamię było moim utrapieniem. Czasami strasznie piekło, wypalając moją skórę. Działo się to w sytuacjach ekstremalnych. 

- Nie jestem głupia. Wiem, że miały w tym swój cel. Zostałam ich wysłanniczką na lądzie. W zamian za dar władania wodą, one załatwiają swoje interesy na ziemi, przeze mnie. Dziwię się, że lider tego nie wychwycił. Puściłam mu bajeczkę o jakimś cudzie. - Hoshigaki głośno się zaśmiał. - Co tak Ci wesoło? Podobno nie przyszliśmy tu sobie pożartować, hę? 

- Myślisz, że Lider Ci uwierzył? Młoda, on wie więcej niż zdajesz sobie z tego sprawę. Wracając do naszego treningu. Wiem, że jesteś córką mojego byłego partnera. Cięty język może po nim odziedziczyłaś, ale umiejętności na pewno nie. Także walki z mieczem, na pewno Cię nie nauczę. Chciałbym się jednak skupić na twoim przywiązaniu do wody. Skoro jesteś nimfą, zdajesz sobie sprawę że nie da się Ciebie utopić, więc masz większe szanse na przetrwanie w walce. Wiem również, że nie rozwijałaś swoich zdolności walki za pomocą żywiołu. A szkoda, bo masz wielkie predyspozycje. Ale, nie bój się! Zrobię z Ciebie postrach Akatsuki. - teraz oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ja postrachem Akatsuki? A to ciekawe. 


Po 5 godzinach morderczego treningu, przypominałam ususzoną rodzynkę. Oczywiście przy wejściu spotkałam Deidarę, który uraczył mnie swoim złośliwym komentarzem ' Myślałem, że gorzej już nie możesz wyglądać'. Czułam, że to on będzie moją pierwszą ofiarą. Dosypię mu czegoś do herbaty, kiedy będzie zapatrzony w swoją blond grzywkę. Kisame, jako mój nowy trener, był jeszcze bardziej wymagający niż mistrz Hiro. Nie obchodziło go to, iż był to nasz pierwszy trening. Jako mantrę życiową miałam sobie wbić do głowy " Pamiętaj, każdy czas jest dobry na trening ". Obstawiałam, że nie raz wykorzysta te słowa, budząc mnie w środku nocy by poćwiczyć. Przez większość czasu, Hoshigaki starał się mi pokazać jak powinno się 'czuć' wodę. Leżałam plecami na tafli wody, koncentrując się nad utworzeniem delikatnej fali. Oczywiście, na początku nic nie chciało nawet drgnąć, co doprowadzało mnie do szału. Wtedy Kisame kazał mi się wyłączyć na wszystkie bodźce. Ujął to słowami ' Tylko Ty i woda'. Kiedy spróbowałam ponownie, poczułam znaczące ruchy wody. Nie powalające, ale zawsze jakieś. Już pod koniec naszych zajęć, nie miałam żadnego problemu by się wyciszyć i stworzyć całkiem pokaźną falę. Cieszyłam się ogromnie, że po pierwszym treningu zrobiłam spory postęp. Wchodząc do pokoju, włączyłam radio i bezsilnie opadłam na łóżko. Było mi tak cudownie. Niestety, sielankę przerwała Konan, wzywając mnie do kuchni. 

Z obiadem uwinęłyśmy się równie szybko co ze śniadaniem. Razem tworzyłyśmy świetny team. Przy przygotowywaniu posiłku, jak zwykle, gadałyśmy. Obgadywałyśmy chłopaków, narzekając i śmiejąc się z nich na zmianę.

- Daj spokój, od rana siedziałam nad fakturami. Nie ma bardziej nudniejszej roboty niż to ślęczenie nad papierami. Już wolę dokarmiać tych głodomorów, serio. - Konan była strasznie wesołą i pozytywną osobą. Cieszyłam się, że znalazłyśmy wspólny język. W końcu obie jesteśmy jedynymi kobietami w organizacji, więc musiałyśmy trzymać się razem. Dziś na obiad przyrządziłyśmy kurczaka w sosie curry z ryżem. Chłopakom oczywiście smakowało. Myślę, że gdybyśmy podały zdechłego szczura, też by im smakowało. Po skończonym posiłku szybko pozmywałyśmy naczynia i ogarnęłyśmy kuchnie. 

- Może wpadnij do mnie wieczorem? Mam butelkę wina, posiedzimy, pogadamy. Taki babski wieczór. Co Ty na to? - uśmiechnęłam się szeroko na tą propozycję. To był super pomysł, ponieważ dzisiaj chłopaki urządzają turniej pokera w salonie. I obawiałam się, że siedziba może tego nie przetrwać. Poza tym obie nie przepadałyśmy za kartami. 

- Pewnie. Ogarnę się i wpadnę. 




Od dobrej godziny, siedziałam u Konan. Spokojna muzyka leciała w tle, a my niczym najlepsze przyjaciółki, zwierzałyśmy się sobie. A wino, w zastraszająco szybkim tempie, uciekało z butelki. I niestety, nie mogłam powiedzieć, że byłam w pełni trzeźwa. 
- Siedzę w tej organizacji już dobre 5 lat. Dzięki niej stałam się o wiele silniejszą shinobi. Rozwinęłam swoje umiejętności szpiegowskie, ale nie mogę tego powiedzieć o życiu towarzyskim. Jestem młodą kobietą i nie dziwne jest to, że chciałabym się z kimś związać. - doskonale rozumiałam Konan. Przez 5 lat była zupełnie osamotniona w organizacji. Nie miała z kim normalnie porozmawiać, szczególnie o takich sprawach. Faceci po prostu takich rzeczy nie rozumieli. 

- Masz na myśli kogoś z organizacji? - dziewczyna zaczęła się nerwowo uśmiechać, a na jej buzi ukazał się wielki rumieniec. - No, mów. Przecież widzę. 

- W zasadzie tak... - momentalnie zaczęłam myśleć kim mogła być osoba, którą interesowała się Konan. Nie znam ich dobrze, ale na wstępie wykluczam Tobiego, Zetsu i Kakuzu. Żadna normalna kobieta nie zainteresowałaby się nimi. Nie wyglądają na takich, którzy chcieliby się wiązać. 

- Chodzi o Pain'a. - wydusiła z siebie. Zupełnie nie brałam go pod uwagę. Jest aspołeczny i dziwny.

- To mnie zaskoczyłaś. Jak to się stało, że on Ci się w ogóle spodobał? - Konan dolała nam wina do kieliszków i zaczęła opowiadać.

- Z Pain'em znam się od wielu lat. Razem się wychowaliśmy, razem przechodziliśmy ciężki, nastoletni okres buntu, razem wkroczyliśmy w dorosłość i razem jesteśmy w tej organizacji. Wiem, że sprawia on wrażenie osoby zamkniętej w sobie, chaotycznej, lecz mało kto zna go od tej drugiej, lepszej strony. Ja miałam okazję, go takiego poznać. I to właśnie mnie urzekło, tak mocno, że wpadłam jak śliwka w kompot. I tkwię w tej beznadziejnej sytuacji od 5 lat. - słuchałam jej opowieści z zapartym tchem, nadal nie dowierzając. - Wiesz, on jest mężczyzną. Ma swoje potrzeby, domyślasz się jakie. I byłam świadkiem wielokrotnego sprowadzania dziwek do siedziby. Wtedy, zamykałam się w pokoju, butelka wina i łzy. 

- Konan, nie wiem co powiedzieć. Czy on się w ogóle domyśla, że się nim interesujesz? Przecież potrafi czytać w myślach! - przez chwilę ogarnęła nas cisza, mącona wrzaskami chłopaków. 

- Nie mi. W moje nigdy nie dał rady zajrzeć. Jako jedyna w organizacji potrafię blokować umysł. I uwierz, to nie raz uratowało mi dupę. - historia Konan strasznie mną wstrząsnęła. Ta dziewczyna musi mieć stalowe nerwy. Nie wiem czy nawet ja dałabym radę zachować stoicki spokój. W głębi serca poczułam, że i ja pragnę się zwyczajnie wyżalić.

- Widzisz, ja w ciągu kilku dni musiałam zupełnie porzucić swoje stare życie, ponieważ okazało się że mój własny ojciec mnie sprzedał. Dodatkowo, dowiedziałam się, że kobieta którą uważałam za moją matkę, nie jest nią. Jestem osobą, która bardzo rzadko się zwierza. Ale, w życiu są sytuacje które po prostu przerastają człowieka. Mam zupełny mętlik w głowie, kocham kobietę która mnie wychowała, ale w środku pragnę odnaleźć moją biologiczną matkę. I jestem w kropce. Nie wiem nawet od czego zacząć. - Konan zaczęła drapać się po głowie, główkując nad czymś.

- Może powinnaś najpierw spytać Kisame? Znał się z Twoim ojcem i pochodzi z tej samej wioski. Na pewno coś wie. - palnęłam się ręką w czoło. Dlaczego ja na to nie wpadłam? Przecież to rozwiązanie było tak oczywiste, tak banalne. Pokręciłam głową, a następnie chwyciłam butelkę wina, która niestety była pusta.

- I co teraz? Mamy jakieś zapasy? - po chwili ruszyłyśmy w stronę kuchni, gdzie znajdował się barek z winem. Na dole panował totalny chaos i harmider, a salon był cały zadymiony. Ledwo się przedostałyśmy przez te kłęby dymu. Chłopaki bawili się w najlepsze. Byli już ładnie nabzdrygoleni. Konan szybko przechwyciła butelkę wina. Właśnie zmierzałyśmy w stronę schodów, gdy nagle usłyszałam krzyk Hidana.

- Stójcie! - obie odwróciłyśmy się, ogarniając go pytającym wzrokiem. - Nigdzie nie pójdziecie. Młoda musi przejść chrzest bojowy!
On chyba sobie ze mnie żartuje. Głośno parsknęłam śmiechem.

- Ciebie to już totalnie pogięło od tego alkoholu. - Hidan nie dawał za wygraną.

- No Kisame, Ty jesteś jej trenerem. Wydaj jej rozkaz, że ma tu podejść i z nami zostać!- reszta zaczęła głośno skandować imię Hoshigakiego, a ten z uśmiechem na twarzy zawołał.

- Hozuki, jeśli nie podejdziesz do chrzestu bojowego teraz, to osobiście zrobię Ci taki, że żywa do organizacji nie wrócisz! - nie ma to jak wsparcie od swojego opiekuna. Zrezygnowana pociągnęłam Konan. Rozsiadłyśmy się miedzy Painem a Kisame. 

- Dobra młoda! Twoi starsi koledzy muszą Ci pokazać jak tu się pije alkohol. - rzucił Hidan, wlewając mi sake do szklanki od soku. Następnie z lodówki przyniósł słoik z wodą po ogórkach solonych. - No laska, co chcesz czym popijać?
Spojrzałam na niego zszokowana. W tle słyszałam Deidarę, który stwierdził że na pewno speniam. Po jego trupie! Pewnie chwyciłam szklankę wypijając całą zawartość. Poczułam silne pieczenie w gardle, ale nie skrzywiłam się ani trochę. Następnie zabrałam się za słoik. I tu moja pewność siebie zmalała. Woda po ogórkach na pewno była zmieszana z sake. Ta szuja Hidan na pewno dolał ją w kuchni. Czułam jak mi się wszystko zwraca,a przede mną jeszcze sporo do wypicia. Zacisnęłam oczy i cudem wypiłam wszystko do końca. Teraz tylko czekałam aż będę musiała polecieć do łazienki. Zakryłam usta dłonią, w buzi ciągle miałam ten okropny smak. Nigdy go nie zapomnę. Spojrzałam na resztę, nie którzy wpatrywali się we mnie z podziwem, nie którzy mieli to gdzieś.

- No, powiedzmy że zaliczam. Witaj w szeregach Akatsuki, młoda! - wykrzyknął radośnie Hidan, podając mi kieliszek sake. I choć dobrze wiedziałam, że już nie powinnam pić, to w tamtym momencie miałam to gdzieś. Wypiłam sake zmieszaną z ogórkami, więc chyba nic nie było w stanie mnie wykończyć.

Razem z Konan dałyśmy się namówić na jedną partyjkę pokera, w którego nigdy nie grałam, lecz szło mi całkiem nieźle. Może to kwestia alkoholu? W trakcie gry udało mi się trochę zarobić. 

Po kilku godzinach, byłam całkowicie nie zdatna do samodzielnego powrotu do pokoju. Cudem podniosłam się z podłogi, lecz zrobiłam dwa kroki i zaliczyłam glebę. Usłyszałam śmiech reszty. Próbowałam wstać o własnych siłach, ale głowę miałam tak ciężką ,a nogi nie chciały się mnie w ogóle słuchać. Po chwili, poczułam jak ktoś pomaga mi podciągnąć się do góry. Odwróciłam się i ujrzałam czerwonowłosego. Jak miło. Przybrałam anielsko - pijacki uśmiech na twarzy.  Sasori przerzucił mnie przez plecy i ruszył w stronę mojego pokoju. Zwisałam wesoło głową w dół. 
Nagle zrobiło mi się okropnie wstyd. I za poranek i za teraz, kiedy byłam totalnie pijana, a on musiał na to patrzeć. 
Czy nasza pierwsza rozmowa musiała wyglądać tak tragicznie?

- Ale Ty mi nie musisz pomagać, dam sobie radę sama. - wymamrotałam niewyraźnie. Sasori nagle się zatrzymał i luźno odparł.

- Masz rację. - zrobił coś czego zupełnie się nie spodziewałam. Zwyczajnie mnie puścił, a ja zleciałam na podłogę i zaliczyłam tego wieczoru drugą glebę. Uniosłam lekko głowę patrząc jak Sasori się oddala. 

- Okej, okej! Bardzo potrzebuję Twojej pomocy. - chłopak przystanął i odwrócił się. Lecz ani drgnął by do mnie podejść. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. 

- A może tak ładniej? - on zwyczajnie chciał bym się przez nim płaszczyła! Co za tupet. Miałam wybór, albo noc na korytarzu albo powrót do pokoju. Westchnęłam głośno.

- Bardzo ładnie proszę, pomóż mi przedostać się do pokoju, łaskawco. - Sasori z triumfalnym uśmiechem podszedł do mnie i ponownie zarzucił na plecy. Ja musiałam mocno zakryć usta, by nie zwymiotować od tego dyndania. 

- Za twoją dzisiejszą wiązankę na mój temat przy śniadaniu, powinienem Cię tutaj zostawić na pastwę tych wygłodniałych i pijanych zboczeńców. Znaj moją litość. - och, Sasori jakiś ty dobry i uczynny. No doprawdy, co on sobie myślał? W odpowiedzi trzepnęłam go pięścią w plecy. A niech ma za swoje! Nagle poczułam jak ponownie mnie zrzuca z siebie, tym razem na miękkie łóżko.
I na prawdę nie wiem co mnie w tamtym momencie naszło. Jak zwykle musiałam coś palnąć.

- Sasori, jestem aniołem to Ci przysięgam. Rogi mam po to by podtrzymać moją aureolę. - zasypiając, usłyszałam w tle jego śmiech. 

Jestem kretynką, to wam przysięgam.

xxx

Dam dam dam! Oto i jest 2 rozdział. Dziękuję wszystkim za komentarze pod 1 rozdziałem :) Są one budujące i bardzo motywujące. Jak już zauważyliście, zaczynam działać, jeśli chodzi o wygląd bloga. Na razie przymiarki. Jeszcze nie wiem jaki będzie efekt końcowy :) Powoli uzupełniam zakładkę o bohaterach. Radze tam zajrzeć, ponieważ pojawią się tam ważne dla opowiadania szczegóły i informacje. To co? Do następnego kochani :* 

Soy un angel te lo juro, los cuernos los tengo solo para aguantar mi aro. - Jestem aniołem, to Ci przysięgam. Rogi mam po to by podtrzymać moją aureolę. 

Ps. Zrobiłam coś z tą nieznośną czcionką, ale i tak na blogu jest inna od tej którą piszę  w bloggerze -.- Może któraś z Was jest w stanie mi coś doradzić? Z góry dziękuję :*

Ps2. Zobaczcie co znalazłam w necie!















Zakochałam się w tym obrazku! <3