niedziela, 6 kwietnia 2014

[02] Soy un angel te lo juro, los cuernos los tengo solo para aguantar mi aro.

" Ja jes­tem z tych, co nak­ry­wają głowy kołdrą. Z tych, którym strach uniemożli­wia oddychanie. "
                                                                       ~ Katarzyna Nosowska

Leniwie otworzyłam oczy, ziewając głośno. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. 5.21. Mój zegar biologiczny przyzwyczaił się do wczesnego wstawania. Przeciągnęłam się kilka razy i postanowiłam wstać. I tak już nie zasnę. Noc miałam, o dziwo, bardzo dobrą. To łóżko było niesamowicie wygodne. Podeszłam do okna, rozsuwając długie, limonkowe zasłony. Nie mam pojęcia w jakiej wiosce się znajdowałam, ale tutaj słońce swoją wędrówkę zaczyna bardzo wcześnie. Siedzibę organizacji otaczał niewielki las mieszany. Ze spokojem mogłam odróżnić sosnę, lipę, topolę czy świerk. Otwierając szeroko okno, poczułam rześkie oraz wilgotne powietrze. Takie bardzo lubiłam. Delikatny wiatr muskał moją twarz, kiedy ja siedziałam na parapecie oparta o framugę okna. Przed snem sporo myślałam nad dzisiejszym porankiem. Na śniadaniu miałam poznać resztę członków organizacji oraz mojego opiekuna. Na prawdę, nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać po tych typkach. Dobrze, że miałam wsparcie ze strony Konan, na którą na pewno będę mogła liczyć. Westchnęłam głośno, spoglądając na urokliwy krajobraz. 
Nagle zauważyłam czerwonowłosego chłopaka wychodzącego z siedziby. Przyjrzałam mu się baczniej i rozpoznałam w nim osobę, która wczoraj rozmawiała z Konan w 'szpitalu'. Nie wiedziałam, że tutaj ktoś wstawał równie wcześnie co ja. Chłopak przeciągnął się i usiadł na schodkach, które prowadziły do wejścia głównego organizacji. W jednej ręce trzymał kubek z gorącym napojem, a w drugiej papierosa. Wyglądał na bardzo spokojną, zrównoważoną osobę. Siedziałam na parapecie, spokojnie go obserwując. Był ubrany wyłączcie w długie, szare dresowe spodnie. Stąd mogłam dostrzec jego tatuaż na plecach. Duży, czerwony skorpion. Przyjemne ciarki ogarnęły moje ciało. Mocno potrząsnęłam głową, schodząc cicho z okna. 
Kroki skierowałam do łazienki, w której zaliczyłam szybki, ale jakże kojący prysznic. Następnie wzięłam się za swoje nieokiełznane włosy, które sięgały już prawie pasa. One wręcz uwielbiały się plątać i kołtunić. Tak strasznie nienawidziłam ich czesać, zawsze się to kończyło utratą większości włosów i nerwów.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Konan stała tuż obok mnie w łazience.

- O matko dziewczyno, co Ty robisz tym biednym włosom? - zacmokała niezadowolona. Spojrzałam na nią wymownie.

- Jak widzisz, nie chcą ze mną współpracować. - Konan zaczęła przyglądać się moim kłakom, dotykając je. Nagle ją olśniło.

- Poczekaj tu, zaraz wrócę! - i zniknęła zanim zdążyłam w ogóle zareagować. Byłam bardzo ciekawa co ta wariatka wymyśliła. W ciągu krótkiej chwili wróciła z prostownicą w ręce.

- To cacko czyni cuda, uwierz mi. Raz dwa będziesz miała gładkie i sypkie włosy. Podkradłam ją Deidarze, gdyby się o tym dowiedział, podrzuciłby mi jakąś bombę do pokoju. Siadaj tutaj. - wskazała na stołek znajdujący się na przeciwko lustra. Osobiście, nigdy za specjalnie nie zwracałam uwagi na mój wygląd. Ważne by był schludny, wygodny i praktyczny. Lecz na pierwszy rzut oka widać było, że Konan uwielbiała modę. Dziś włożyła na siebie jasne, poprzecierane, obcisłe jeansy oraz krótką, opadająca na jedno ramię, białą bluzeczkę odsłaniającą brzuch. Na nogach miała stylowe balerinki z odkrytymi palcami. Włosy miała zaś zaczesane w pokaźnego koka. Przy niej wypadałam co najmniej słabo. Ja byłam niska, bardzo szczupła i bladziutka. Na twarzy miałam piegi, które wpędzały mnie w jeszcze większe kompleksy. Nie wspominając o piersiach, które miałam w rozmiarze rodzynek. Westchnęłam głośno. Spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się na widok Konan bardzo skoncentrowanej na tym co robi. Gdy już skończyła, chwyciła lakier do włosów w celu natapirowania mojej czupryny.

- Konan nie trzeba i tak pod koniec dnia będę miała szopę. - rzuciłam lekko. Konan zaśmiała się, cmokając głośno.

- Otóż nie, bo jak ja to zrobię będzie się trzymało cały dzień i noc. W końcu musisz się jakoś zaprezentować, no. Nie możesz wyjść na jakąś sierotę. - no tak. Przecież to jest organizacja pełna wolnych, wyzwolonych, dzikich samców. Nic tylko się dla nich stroić. Od tak, by im czas umilić. I nie wiem dlaczego, ale nagle pomyślałam o czerwonowłosym....stop. Odchrząknęłam głośno, przywracając się do porządku. Spojrzałam na arcydzieło zadowolonej z siebie Konan. Moje włosy były piękne, puszyste i gładziutkie.

- Dziękuję Ci kochana. - uśmiechnęłam się wesoło, cmokając dziewczynę w policzek.

- A co masz zamiar włożyć na siebie?

- Coś w czym można przyrządzić śniadanie? - Konan wywróciła wymownie oczami, podchodząc do mojej szafy. Zamruczała coś w stylu 'zła odpowiedź' i zaczęła grzebać w moich ciuchach. Usiadłam na łóżku, czekając co znowu wymyśli. Nagle dostałam po głowie moim jeansowym, krótkim kombinezonem na ramiączka, z brązowym plecionym paskiem. Serio?

- No co Ty? Oni chyba pękną ze śmiechu. Przyszła do garów odwalona jak na odpust. - poczułam na sobie wściekłe spojrzenie Konan. Coś w stylu ' nie pyskuj, bo Ci jęzor urwę'. Potulnie weszłam do łazienki i przebrałam się w zestaw przygotowany przez niebieskowłosą. Osobiście, uważałam że to lekka przesada, ale wolałam nie zadzierać ze wściekłą Konan. Ze sztucznym uśmiechem opuściłam łazienkę.

- Zadowolona? - Dziewczyna wydawała się być wręcz zachwycona. 

- Owszem, idziemy! - klasnęła wesoło, kierując się do wyjścia.  A ja właśnie sobie uświadomiłam, co mnie czeka. I nawet nie zdążyłam się porządnie zestresować, byłyśmy już w kuchni, która była urządzona w staroświeckim, wiejskim stylu. Jasne panele pięknie podkreślały ściany w kolorze ecru, a blaty w kolorze głębokiego mahoniu pięknie się wyróżniały. Jednym słowem kuchnia była niesamowita. Aż, chciało się gotować. Zajrzałam do lodówki, która o dziwo nie była pusta. Wyjęłam z niej składniki potrzebne do zrobienia omletów. Bardzo dobrze współpracowało mi się z Konan. Ona zajęła się nakrywaniem stołu oraz parzeniem białej herbaty. Z czasem w kuchni zaczęli pojawiać się członkowie organizacji. W zwykłych białych T-shirtach czy koszulach oraz w jeansach, wyglądali całkiem normalnie. I na pewno nie tego się spodziewałam. Nagle w drzwiach stanęła osoba, od której w dużej mierze zależało moje przetrwanie w organizacji. Kisame Hoshigaki. Oparł się o framugę, wlepiając we mnie swój zaciekawiony wzrok. Speszona odwróciłam głowę i zaczęłam skubać końcówki moich włosów. Usłyszałam głośne prychnięcie. Wzdrygnęłam się. Wyczuwałam  przyjacielskie stosunki między nami. Po chwili do jadalni wszedł lider, który ogarnął władczym wzrokiem wszechobecny ogół. 

- Jak już zauważyliście, mamy w naszych szeregach nową koleżankę, Josephine Hozuki. Błagam Was tumany, okażcie choć trochę samokontroli i kultury. Pokażcie, że potraficie chociaż przy stole zachować się jak ludzie. Żebym się nie musiał za Was wstydzić, debile. Dziękuję za uwagę, możecie usiąść na dupach. - i tyle jeśli chodziło o przywitanie. Każdy kto był w jadalni, kiwnął grzecznościowo głową, przedstawiając się. Następnie usiadłam między Konan a Kisame. Na drugim końcu stołu przyuważyłam czerwonowłosego. Zdawał się mieć gdzieś wszystko i wszystkich. Zawiesiłam na nim mój nieobecny wzrok. Przypomniałam sobie jego tatuaż. Ciekawe, czy ma ich więcej? zamyślony. Przygryzłam wargę i pewnie jeszcze dłużej bym robiła z siebie skończoną debilkę, gdyby nie Konan, która trzepnęła mnie w kolano. 

- Ty się weź za zjadanie omletów, a nie Sasoriego. - zaśmiała się półszeptem, a ja poczułam jak moja twarz zamieniła się w wielkiego buraka. I nagle znów usłyszałam ten irytujący śmiech. 

- Teraz jesteś mniej pyskata niż w Kiri. Czyżbyś się przestraszyła? Założę się, że w ciągu dwóch dni stąd spieprzy - spojrzałam piorunująco na blondyna. Faceci, oni zawsze czują się lepsi i silniejsi od kobiet. Czułam narastający gniew.  

- Zamknij się, ograniczona umysłowo blondyneczko. - wyraz jego twarzy natychmiastowo się zmienił. Wyrażał ogromne wkurwienie. 

- Pilnuj się ze słowami, nie wiadomo ile tu pożyjesz. - wysyczał groźnie. Prychnęłam głośno. 

- To, że z tym swoim karłowatym kumplem, postraszyliście mnie śmieszną igiełką ma sprawić że mam się bać o własne życie? Serio? Na nic więcej Was nie stać? Twój brzydki jak noc kolega miał przerobić mnie na kukiełkę, a to dobre. Pozdrów go i jego wielkiego garba ode mnie. - w jadalni nastała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Nagle Deidara głupio zarechotał. 

- Po co mam go pozdrawiać, skoro możesz zrobić to sama? Prawda, Sasori danna? - nerwowo spoglądałam to na Deidarę, to na Konan i nadal nic nie rozumiałam. Bogu dzięki, że Konan była obok. 

- Josephine, Ty jeszcze mało wiesz o nas, pozwól że Ci wyjaśnię. Sasori to marionetkarz. Widziałaś go w Hiruko czyli marionetce, w której chodzi na każdą misję. A Ty Dediara, zamknij już ten pysk. - czy ja zawsze musiałam zrobić z siebie idiotkę? Nawet nie zerknęłam w stronę lalkarza. Było mi tak wstyd a zarazem byłam wściekła. Dałam się głupio zmanipulować. Lecz mnie nagle olśniło. Uśmiechnęłam się chytrze, spoglądając na blondyna zaczepnie.

- No Deidara, ale czuprynki to sobie dziś nie wyprostowałeś, co? - blondyn spojrzał na mnie z chęcią mordu w oczach. Gwałtownie przywalił pięścią w stół i wyszedł. Zaś reszta organizacji śmiała się w najlepsze. A ja już wiedziałam, że Deidarę jako pierwszego mogłam wpisać na moją listę wrogów.




Reszta śniadania przebiegła w spokojnej atmosferze. Zdobyłam duże uznanie wśród członków organizacji, szczególnie Hidana, Kakuzu i Lidera. Omlety, ich zdaniem, były wybitne. Po posiłku, zostałam by pozmywać naczynia. Niestety, Konan nie mogła mi pomóc. Została pilnie wezwana na dywanik do Paina. W sumie, cieszyłam się, że mogłam zrobić to sama. Musiałam ochłonąć po sprzeczce z Deidarą. 
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do kuchni, po czym opiera się o blat kuchenny. Kisame patrzył na mnie i czekał aż coś powiem. No ale co? 'Dzień Dobry'? 

- Dobrze gotujesz. Przypomniałaś mi smak Kiri Gakure. Masz plusa.  - uśmiechnęłam się triumfalnie. Moje ego zostało delikatnie połechtane. Cóż, może własnie moje omlety były początkiem naszej owocnej współpracy?

- Dziękuję bardzo, mama wiele mnie nauczyła. - delikatnie zaczesałam włosy za ucho, by ich nie zamoczyć w zlewie. 

- Wiesz już, że zostałem Twoim trenerem? Chciałbym jeszcze dziś rozpocząć ćwiczenia z Tobą. Dlatego oczekuję Cię za godzinę na dole, młoda. - na odchodne poczochrał moją czuprynę. Młoda? To właśnie taką dostałam ksywkę? Cóż, należało się tylko cieszyć. Mogło być znacznie gorzej. Opłukałam ostatni talerz, a następnie skierowałam się do mojego pokoju. Musiałam się odpowiednio przygotować do treningu. Z szafy wybrałam czarne dresowe spodenki oraz czarną bluzę z kapturem. Włosy zaplotłam w dobieranego warkocza. Opadłam na podłogę, opierając się o łóżko. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że ten trening może być kompletną porażką. Nie potrafiłam zbyt wiele. Nie znałam żadnej techniki, ojciec i mistrz Hiro zawsze skupiali się na walce wręcz. Jedyne co zawsze mnie broniło to woda. Kiedy mnie otaczała, czułam się w pełni bezpieczna. 
Ja pieprzę, wystawiam się na konkretne pośmiewisko. I nagle poczułam, że popełniłam ogromny błąd. Ja tutaj po prostu nie pasuję. Fakt, potrafiłam napyskować, miałam cięty język, umiałam się bić, ale to nie wszystko. To nie pozwoliłoby mi przetrwać w organizacji pełnej morderców i psycholi. 

W tym momencie miałam ogromne pretensje do mistrza Hiro, który nie nauczył mnie niczego prócz wymachiwania pięściami. Nerwowo zaczęłam przeszukiwać szuflady, szukając lekarstwa na moje wszystkie utrapienia. Czekolada była dobra na wszystko. Gdy ją dorwałam, zaczęłam łapczywie się nią zajadać.  
Nagle do pokoju wparował Kisame.

- No ładnie, ładnie. A dupa rośnie! - pożarłam ostatni kawałek, a papierek wrzuciłam pod łóżko.

- Każdy ma swoją słabość. - spojrzał na mnie spode łba. 

- Będziesz musiała z tym skończyć i zapewniam Cię, że tego dopilnuję. A teraz dupa do góry, idziemy! - z niechęcią podniosłam się z podłogi. Wychodząc z siedziby organizacji, spotkaliśmy Konan, która zacisnęła kciuki szepcząc cicho "powodzenia''. Na pewno się przyda. Idąc za Kisame mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był to bardzo wysoki mężczyzna o muskularnej sylwetce i bardzo bladej karnacji. Śmiało mogłam przyznać, że był on najwyższą osobą w Akatsuki. 

Z mojego dzieciństwa pamiętam go jak przez mgłę. Jednak jedno wydarzenie bardzo mocno wryło mi się w pamięć. To było ładnych paręnaście lat temu. Wtedy jeszcze mój ojciec utrzymywał z nim kontakty i wdawał się w  szemrane interesy. Byłam świadkiem egzekucji jakiegoś mężczyzny, który musiał  porządnie zaleźć za skórę mojemu ojcu i Kisame. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym tata zamachnął się ogromnym mieczem i odciął głowę swojej ofierze. Hoshigaki wtedy zauważył mnie, kryjącą się w krzakach. Zwiałam wtedy czym prędzej, by mnie nie dogonił. Schowałam się w kartonie, który był przy wielkich kontenerach. Siedziałam tam całą noc, płacząc z przerażenia. Do dzisiaj, miewałam koszmary związane z tym zdarzeniem. 

Jako mała dziewczynka, nie wiele wtedy rozumiałam. Z biegiem lat, to zdarzenie otworzyło mi oczy. Życie to nie sielanka, a po świecie chodzą tacy skurwiele jak mój ojciec. I kto wie czy to on nie miał nic wspólnego ze zniknięciem mojej biologicznej matki? W końcu miał tyle odwagi by mnie po prostu sprzedać organizacji pełnej przestępców, bez uprzedniego przygotowania mnie. 
Teraz kiedy jestem pod opieka samego Kisame Hoshikage, miałam szansę stać się silną shinobi. Jednakże, w sercu głęboko, czułam strach przed tym co mnie czeka. Wiedziałam, że przede mną była długa droga by stać się kimś znaczącym w organizacji. Z rozmyślań wyrwało mnie nagłe zderzenie z plecami Kisame. Były tak twarde, iż z początku myślałam że złamałam nos. 

- To będzie nasze pole treningowe. Tutaj panują najlepsze warunki do rozwoju twoich umiejętności, które zakładam są znikome? - strzał w dziesiątkę, mistrzu. Rozejrzałam się bacznie dookoła. Staliśmy na przeciw ogromnego wodospadu, który swoje ujście kończył w wielkim jeziorze. Otoczeni byliśmy gęstym lasem  z którego było słychać lekki szelest liści. Całe miejsce miało w sobie jakąś tajemniczą aurę. 

- Na co czekasz, Hozuki? Wskakuj do wody! - spojrzałam na niego jak na idiotę. To był jakiś żart? Kisame parsknął śmiechem i zaczął się rozbierać.

- Ty mówisz serio? - nie powiem, ale przebywanie w towarzystwie Kisame w samej bieliźnie, po prostu mnie krępowało. 

- Nie. Przyszliśmy tutaj by sobie pożartować. Masz 15 sekund, a jeśli się nie wyrobisz czeka Cię 40 okrążeń w okół jeziora. Radzę się pospieszyć. - w ekspresowym tempie zaczęłam zrzucać z siebie po kolei buty, skarpetki, spodenki, koszulkę i bluzę. I gdy Kisame wykrzyczał czternastkę, ja byłam już w wodzie. Skwitował krótkim " Grzeczna dziewczynka ". Wbiegając do wody, przygotowałam się na skrajnie zimną wodę. Ku mojemu zdziwieniu, była na prawdę ciepła i przyjemna. Widocznie pod nami musiały znajdować się gorące źródła.

- Co czujesz? - zapytał Hoshigaki. Uniosłam delikatnie brew do góry. 

- Bezpieczeństwo i spokój. Woda zawsze działała na mnie odprężająco. - Kisame zaczął mi się przypatrywać, gdy nagle złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Następnie odgarnął mojego warkocza na bok i zamruczał głośno. 

- Tak jak myślałem. Nimfy Cię naznaczyły. To niezłe intrygantki, wiedziały co robią, kiedy Cię przemieniały. A już wątpiłem w ich inteligencję. - delikatnie złapałam się za miejsce w którym miałam swój 'znak rozpoznawalny'. Była to mała rozgwiazda otoczona sześcioma kółkami. Każde z nich oznaczało inną nimfę. Nie powiem, nie kiedy znamię było moim utrapieniem. Czasami strasznie piekło, wypalając moją skórę. Działo się to w sytuacjach ekstremalnych. 

- Nie jestem głupia. Wiem, że miały w tym swój cel. Zostałam ich wysłanniczką na lądzie. W zamian za dar władania wodą, one załatwiają swoje interesy na ziemi, przeze mnie. Dziwię się, że lider tego nie wychwycił. Puściłam mu bajeczkę o jakimś cudzie. - Hoshigaki głośno się zaśmiał. - Co tak Ci wesoło? Podobno nie przyszliśmy tu sobie pożartować, hę? 

- Myślisz, że Lider Ci uwierzył? Młoda, on wie więcej niż zdajesz sobie z tego sprawę. Wracając do naszego treningu. Wiem, że jesteś córką mojego byłego partnera. Cięty język może po nim odziedziczyłaś, ale umiejętności na pewno nie. Także walki z mieczem, na pewno Cię nie nauczę. Chciałbym się jednak skupić na twoim przywiązaniu do wody. Skoro jesteś nimfą, zdajesz sobie sprawę że nie da się Ciebie utopić, więc masz większe szanse na przetrwanie w walce. Wiem również, że nie rozwijałaś swoich zdolności walki za pomocą żywiołu. A szkoda, bo masz wielkie predyspozycje. Ale, nie bój się! Zrobię z Ciebie postrach Akatsuki. - teraz oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ja postrachem Akatsuki? A to ciekawe. 


Po 5 godzinach morderczego treningu, przypominałam ususzoną rodzynkę. Oczywiście przy wejściu spotkałam Deidarę, który uraczył mnie swoim złośliwym komentarzem ' Myślałem, że gorzej już nie możesz wyglądać'. Czułam, że to on będzie moją pierwszą ofiarą. Dosypię mu czegoś do herbaty, kiedy będzie zapatrzony w swoją blond grzywkę. Kisame, jako mój nowy trener, był jeszcze bardziej wymagający niż mistrz Hiro. Nie obchodziło go to, iż był to nasz pierwszy trening. Jako mantrę życiową miałam sobie wbić do głowy " Pamiętaj, każdy czas jest dobry na trening ". Obstawiałam, że nie raz wykorzysta te słowa, budząc mnie w środku nocy by poćwiczyć. Przez większość czasu, Hoshigaki starał się mi pokazać jak powinno się 'czuć' wodę. Leżałam plecami na tafli wody, koncentrując się nad utworzeniem delikatnej fali. Oczywiście, na początku nic nie chciało nawet drgnąć, co doprowadzało mnie do szału. Wtedy Kisame kazał mi się wyłączyć na wszystkie bodźce. Ujął to słowami ' Tylko Ty i woda'. Kiedy spróbowałam ponownie, poczułam znaczące ruchy wody. Nie powalające, ale zawsze jakieś. Już pod koniec naszych zajęć, nie miałam żadnego problemu by się wyciszyć i stworzyć całkiem pokaźną falę. Cieszyłam się ogromnie, że po pierwszym treningu zrobiłam spory postęp. Wchodząc do pokoju, włączyłam radio i bezsilnie opadłam na łóżko. Było mi tak cudownie. Niestety, sielankę przerwała Konan, wzywając mnie do kuchni. 

Z obiadem uwinęłyśmy się równie szybko co ze śniadaniem. Razem tworzyłyśmy świetny team. Przy przygotowywaniu posiłku, jak zwykle, gadałyśmy. Obgadywałyśmy chłopaków, narzekając i śmiejąc się z nich na zmianę.

- Daj spokój, od rana siedziałam nad fakturami. Nie ma bardziej nudniejszej roboty niż to ślęczenie nad papierami. Już wolę dokarmiać tych głodomorów, serio. - Konan była strasznie wesołą i pozytywną osobą. Cieszyłam się, że znalazłyśmy wspólny język. W końcu obie jesteśmy jedynymi kobietami w organizacji, więc musiałyśmy trzymać się razem. Dziś na obiad przyrządziłyśmy kurczaka w sosie curry z ryżem. Chłopakom oczywiście smakowało. Myślę, że gdybyśmy podały zdechłego szczura, też by im smakowało. Po skończonym posiłku szybko pozmywałyśmy naczynia i ogarnęłyśmy kuchnie. 

- Może wpadnij do mnie wieczorem? Mam butelkę wina, posiedzimy, pogadamy. Taki babski wieczór. Co Ty na to? - uśmiechnęłam się szeroko na tą propozycję. To był super pomysł, ponieważ dzisiaj chłopaki urządzają turniej pokera w salonie. I obawiałam się, że siedziba może tego nie przetrwać. Poza tym obie nie przepadałyśmy za kartami. 

- Pewnie. Ogarnę się i wpadnę. 




Od dobrej godziny, siedziałam u Konan. Spokojna muzyka leciała w tle, a my niczym najlepsze przyjaciółki, zwierzałyśmy się sobie. A wino, w zastraszająco szybkim tempie, uciekało z butelki. I niestety, nie mogłam powiedzieć, że byłam w pełni trzeźwa. 
- Siedzę w tej organizacji już dobre 5 lat. Dzięki niej stałam się o wiele silniejszą shinobi. Rozwinęłam swoje umiejętności szpiegowskie, ale nie mogę tego powiedzieć o życiu towarzyskim. Jestem młodą kobietą i nie dziwne jest to, że chciałabym się z kimś związać. - doskonale rozumiałam Konan. Przez 5 lat była zupełnie osamotniona w organizacji. Nie miała z kim normalnie porozmawiać, szczególnie o takich sprawach. Faceci po prostu takich rzeczy nie rozumieli. 

- Masz na myśli kogoś z organizacji? - dziewczyna zaczęła się nerwowo uśmiechać, a na jej buzi ukazał się wielki rumieniec. - No, mów. Przecież widzę. 

- W zasadzie tak... - momentalnie zaczęłam myśleć kim mogła być osoba, którą interesowała się Konan. Nie znam ich dobrze, ale na wstępie wykluczam Tobiego, Zetsu i Kakuzu. Żadna normalna kobieta nie zainteresowałaby się nimi. Nie wyglądają na takich, którzy chcieliby się wiązać. 

- Chodzi o Pain'a. - wydusiła z siebie. Zupełnie nie brałam go pod uwagę. Jest aspołeczny i dziwny.

- To mnie zaskoczyłaś. Jak to się stało, że on Ci się w ogóle spodobał? - Konan dolała nam wina do kieliszków i zaczęła opowiadać.

- Z Pain'em znam się od wielu lat. Razem się wychowaliśmy, razem przechodziliśmy ciężki, nastoletni okres buntu, razem wkroczyliśmy w dorosłość i razem jesteśmy w tej organizacji. Wiem, że sprawia on wrażenie osoby zamkniętej w sobie, chaotycznej, lecz mało kto zna go od tej drugiej, lepszej strony. Ja miałam okazję, go takiego poznać. I to właśnie mnie urzekło, tak mocno, że wpadłam jak śliwka w kompot. I tkwię w tej beznadziejnej sytuacji od 5 lat. - słuchałam jej opowieści z zapartym tchem, nadal nie dowierzając. - Wiesz, on jest mężczyzną. Ma swoje potrzeby, domyślasz się jakie. I byłam świadkiem wielokrotnego sprowadzania dziwek do siedziby. Wtedy, zamykałam się w pokoju, butelka wina i łzy. 

- Konan, nie wiem co powiedzieć. Czy on się w ogóle domyśla, że się nim interesujesz? Przecież potrafi czytać w myślach! - przez chwilę ogarnęła nas cisza, mącona wrzaskami chłopaków. 

- Nie mi. W moje nigdy nie dał rady zajrzeć. Jako jedyna w organizacji potrafię blokować umysł. I uwierz, to nie raz uratowało mi dupę. - historia Konan strasznie mną wstrząsnęła. Ta dziewczyna musi mieć stalowe nerwy. Nie wiem czy nawet ja dałabym radę zachować stoicki spokój. W głębi serca poczułam, że i ja pragnę się zwyczajnie wyżalić.

- Widzisz, ja w ciągu kilku dni musiałam zupełnie porzucić swoje stare życie, ponieważ okazało się że mój własny ojciec mnie sprzedał. Dodatkowo, dowiedziałam się, że kobieta którą uważałam za moją matkę, nie jest nią. Jestem osobą, która bardzo rzadko się zwierza. Ale, w życiu są sytuacje które po prostu przerastają człowieka. Mam zupełny mętlik w głowie, kocham kobietę która mnie wychowała, ale w środku pragnę odnaleźć moją biologiczną matkę. I jestem w kropce. Nie wiem nawet od czego zacząć. - Konan zaczęła drapać się po głowie, główkując nad czymś.

- Może powinnaś najpierw spytać Kisame? Znał się z Twoim ojcem i pochodzi z tej samej wioski. Na pewno coś wie. - palnęłam się ręką w czoło. Dlaczego ja na to nie wpadłam? Przecież to rozwiązanie było tak oczywiste, tak banalne. Pokręciłam głową, a następnie chwyciłam butelkę wina, która niestety była pusta.

- I co teraz? Mamy jakieś zapasy? - po chwili ruszyłyśmy w stronę kuchni, gdzie znajdował się barek z winem. Na dole panował totalny chaos i harmider, a salon był cały zadymiony. Ledwo się przedostałyśmy przez te kłęby dymu. Chłopaki bawili się w najlepsze. Byli już ładnie nabzdrygoleni. Konan szybko przechwyciła butelkę wina. Właśnie zmierzałyśmy w stronę schodów, gdy nagle usłyszałam krzyk Hidana.

- Stójcie! - obie odwróciłyśmy się, ogarniając go pytającym wzrokiem. - Nigdzie nie pójdziecie. Młoda musi przejść chrzest bojowy!
On chyba sobie ze mnie żartuje. Głośno parsknęłam śmiechem.

- Ciebie to już totalnie pogięło od tego alkoholu. - Hidan nie dawał za wygraną.

- No Kisame, Ty jesteś jej trenerem. Wydaj jej rozkaz, że ma tu podejść i z nami zostać!- reszta zaczęła głośno skandować imię Hoshigakiego, a ten z uśmiechem na twarzy zawołał.

- Hozuki, jeśli nie podejdziesz do chrzestu bojowego teraz, to osobiście zrobię Ci taki, że żywa do organizacji nie wrócisz! - nie ma to jak wsparcie od swojego opiekuna. Zrezygnowana pociągnęłam Konan. Rozsiadłyśmy się miedzy Painem a Kisame. 

- Dobra młoda! Twoi starsi koledzy muszą Ci pokazać jak tu się pije alkohol. - rzucił Hidan, wlewając mi sake do szklanki od soku. Następnie z lodówki przyniósł słoik z wodą po ogórkach solonych. - No laska, co chcesz czym popijać?
Spojrzałam na niego zszokowana. W tle słyszałam Deidarę, który stwierdził że na pewno speniam. Po jego trupie! Pewnie chwyciłam szklankę wypijając całą zawartość. Poczułam silne pieczenie w gardle, ale nie skrzywiłam się ani trochę. Następnie zabrałam się za słoik. I tu moja pewność siebie zmalała. Woda po ogórkach na pewno była zmieszana z sake. Ta szuja Hidan na pewno dolał ją w kuchni. Czułam jak mi się wszystko zwraca,a przede mną jeszcze sporo do wypicia. Zacisnęłam oczy i cudem wypiłam wszystko do końca. Teraz tylko czekałam aż będę musiała polecieć do łazienki. Zakryłam usta dłonią, w buzi ciągle miałam ten okropny smak. Nigdy go nie zapomnę. Spojrzałam na resztę, nie którzy wpatrywali się we mnie z podziwem, nie którzy mieli to gdzieś.

- No, powiedzmy że zaliczam. Witaj w szeregach Akatsuki, młoda! - wykrzyknął radośnie Hidan, podając mi kieliszek sake. I choć dobrze wiedziałam, że już nie powinnam pić, to w tamtym momencie miałam to gdzieś. Wypiłam sake zmieszaną z ogórkami, więc chyba nic nie było w stanie mnie wykończyć.

Razem z Konan dałyśmy się namówić na jedną partyjkę pokera, w którego nigdy nie grałam, lecz szło mi całkiem nieźle. Może to kwestia alkoholu? W trakcie gry udało mi się trochę zarobić. 

Po kilku godzinach, byłam całkowicie nie zdatna do samodzielnego powrotu do pokoju. Cudem podniosłam się z podłogi, lecz zrobiłam dwa kroki i zaliczyłam glebę. Usłyszałam śmiech reszty. Próbowałam wstać o własnych siłach, ale głowę miałam tak ciężką ,a nogi nie chciały się mnie w ogóle słuchać. Po chwili, poczułam jak ktoś pomaga mi podciągnąć się do góry. Odwróciłam się i ujrzałam czerwonowłosego. Jak miło. Przybrałam anielsko - pijacki uśmiech na twarzy.  Sasori przerzucił mnie przez plecy i ruszył w stronę mojego pokoju. Zwisałam wesoło głową w dół. 
Nagle zrobiło mi się okropnie wstyd. I za poranek i za teraz, kiedy byłam totalnie pijana, a on musiał na to patrzeć. 
Czy nasza pierwsza rozmowa musiała wyglądać tak tragicznie?

- Ale Ty mi nie musisz pomagać, dam sobie radę sama. - wymamrotałam niewyraźnie. Sasori nagle się zatrzymał i luźno odparł.

- Masz rację. - zrobił coś czego zupełnie się nie spodziewałam. Zwyczajnie mnie puścił, a ja zleciałam na podłogę i zaliczyłam tego wieczoru drugą glebę. Uniosłam lekko głowę patrząc jak Sasori się oddala. 

- Okej, okej! Bardzo potrzebuję Twojej pomocy. - chłopak przystanął i odwrócił się. Lecz ani drgnął by do mnie podejść. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. 

- A może tak ładniej? - on zwyczajnie chciał bym się przez nim płaszczyła! Co za tupet. Miałam wybór, albo noc na korytarzu albo powrót do pokoju. Westchnęłam głośno.

- Bardzo ładnie proszę, pomóż mi przedostać się do pokoju, łaskawco. - Sasori z triumfalnym uśmiechem podszedł do mnie i ponownie zarzucił na plecy. Ja musiałam mocno zakryć usta, by nie zwymiotować od tego dyndania. 

- Za twoją dzisiejszą wiązankę na mój temat przy śniadaniu, powinienem Cię tutaj zostawić na pastwę tych wygłodniałych i pijanych zboczeńców. Znaj moją litość. - och, Sasori jakiś ty dobry i uczynny. No doprawdy, co on sobie myślał? W odpowiedzi trzepnęłam go pięścią w plecy. A niech ma za swoje! Nagle poczułam jak ponownie mnie zrzuca z siebie, tym razem na miękkie łóżko.
I na prawdę nie wiem co mnie w tamtym momencie naszło. Jak zwykle musiałam coś palnąć.

- Sasori, jestem aniołem to Ci przysięgam. Rogi mam po to by podtrzymać moją aureolę. - zasypiając, usłyszałam w tle jego śmiech. 

Jestem kretynką, to wam przysięgam.

xxx

Dam dam dam! Oto i jest 2 rozdział. Dziękuję wszystkim za komentarze pod 1 rozdziałem :) Są one budujące i bardzo motywujące. Jak już zauważyliście, zaczynam działać, jeśli chodzi o wygląd bloga. Na razie przymiarki. Jeszcze nie wiem jaki będzie efekt końcowy :) Powoli uzupełniam zakładkę o bohaterach. Radze tam zajrzeć, ponieważ pojawią się tam ważne dla opowiadania szczegóły i informacje. To co? Do następnego kochani :* 

Soy un angel te lo juro, los cuernos los tengo solo para aguantar mi aro. - Jestem aniołem, to Ci przysięgam. Rogi mam po to by podtrzymać moją aureolę. 

Ps. Zrobiłam coś z tą nieznośną czcionką, ale i tak na blogu jest inna od tej którą piszę  w bloggerze -.- Może któraś z Was jest w stanie mi coś doradzić? Z góry dziękuję :*

Ps2. Zobaczcie co znalazłam w necie!















Zakochałam się w tym obrazku! <3 

wtorek, 18 marca 2014

[01] Las desgracias nunca vienen solas.

 " Przez noc dro­ga do świ­tania -

Przez wątpienie do poz­na­nia -

Przez błądze­nie do mądrości -

Przez śmierć do nieśmiertelności. "
                                                               ~ Roman Zmorski

Dzień w Kirigakure zaczyna się stosunkowo wcześnie. Budzik nachalnie dzwoni już o 5.30. Wstawanie rano sprawiało mi ogromną przyjemność. Uwielbiałam obserwować początek wędrówki słońca po niebie, siedząc na ganku z kubkiem kakao. Tak rozpoczynałam każdy swój dzień. Otulona ciepłym szlafrokiem wdychałam poranne, rześkie powietrze które potrafiło mnie najlepiej rozbudzić. Następnie poranna toaleta, gdzie ułożenie moich niesfornych włosów zajmowało najwięcej czasu. I najczęściej zawsze kończyło się na końskim ogonie, który był najwygodniejszy podczas przedpołudniowych treningów z mistrzem Hiro. Po ćwiczeniach, miałam zajęcia teoretycznie w szkole. Czasami jeszcze zdążyłam się spotkać nad jeziorem z Oharu, moją jedyną przyjaciółką. Z natury jestem osobą dosyć nieufną i ostrożną jeśli chodzi o relacje z ludźmi. Co nie oznacza, że jestem nieśmiała i tchórzliwa. Ojciec nauczył mnie pyskowania, co niestety nie najlepiej się  na nim odbiło, bo swojego słownictwa potrafiłam użyć przeciwko niemu. W szkole już nie raz nawrzucałam zbytnio wychylającym się pustym panienkom czy cwaniaczkom z wyższych roczników. Nie dawałam sobą pomiatać i już. Poza tym, byłam do bólu szczera co nie zawsze było dla mnie najlepsze. Mówiłam co myślę, bez uprzedniego zastanowienia się. Nieraz przez to musiałam zwiewać tam gdzie pieprz rośnie. W kuchni każdego poranku czekała na mnie mama z ryżem z jabłkiem i cynamonem. Dziś również czekała, jednak była jakaś nieobecna, przybita. Spojrzałam na nią pytająco. Zbyła mnie machnięciem ręki.

- Mamo? Wszystko w porządku? - przytaknęła głową na 'tak' i zabrała się za mycie kubków. Ręce drżały 
jej niesamowicie. Oczywiście, skończyło się to zbiciem naczynia i pokaleczoną ręką. Westchnęłam głośno.

- Zostaw to, mamo. Daj tą rękę. - z apteczki, która znajdowała się nad blatem wyjęłam wodę utlenioną, jałowy gazik i bandaż. Kobieta głośno syknęła przy odkażaniu ran. Szybko przerwałam bandaż zębami i sprawnym ruchem zawiązałam go. Następnie wzięłam zmiotkę i sprzątnęłam resztki kubka.

- Pokłóciłaś się z Ojcem? Myślałam, że gorszy okres macie już za sobą... - mama jakby wyrwana z transu, nerwowo się zaśmiała.

- Nie, nie kochanie. Dzisiaj po prostu mam słabszy dzień. Zmykaj na trening, bo się spóźnisz. - podeszła do mnie, dając mi buziaka w czoło. Uśmiechnęłam się na pożegnanie, chwyciłam plecak i pognałam w stronę placu treningowego. Na uszy zaciągnęłam słuchawki, włączając pozytywny utwór z mojej playlisty. Droga na miejsce nie zajmowała mi sporo czasu. Spokojnym spacerkiem 20 minut. W tym czasie zdążę dojść do siebie, przeciągnąć się kilka razy i ziewnąć. Na treningach panowała ogromna dyscyplina. Mistrz nie pozwalał mi okazywać zmęczenia w swoim towarzystwie. 100 procentowa koncentracja obowiązywała mnie w każdej sekundzie naszego treningu, stąd moje chroniczne przysypianie na lekcjach. Warto wspomnieć, że każda minuta mojego spóźnienia to plus 20 okrążeń wokół placu, dlatego wolałam być na miejscu 10 minut wcześniej.

Kirigakure to dosyć ponure miejsce wiecznie spowiłe gęsta mgłą. Słońce wyglądało zza chmur tylko rankami, zaś za dnia  od czas do czasu. Nasza wioska ośrodkiem rekreacyjno - wypoczynkowym nigdy nie zostanie. Deszcz jest tu obecny przez większość roku, stąd depresyjne charaktery mieszkańców tej wioski. Dziś na szczęście, nie padało lecz temperatura minimalnie przekraczała 10 stopni. Jednak chłód przy bieganiu i ćwiczeniach nie jest tak uciążliwy, więc nie mogę narzekać. O wiele gorzej znoszę upały, które panują w Sunie. Jestem przyzwyczajona do minusowych temperatur, niekiedy śniegu, gradu czy mocnych wichur.
Na miejsce dotarłam równiutko za dziesięć siódma. Rozsiadłam się na głazie, cierpliwie czekając na przybycie Mistrza. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nikt się nie pojawił. Lekko się wystraszyłam, ponieważ odkąd biorę udział w treningach, Hiro nie spóźnił się ani razu! Może szykuję na mnie zasadzkę? Rozejrzałam się bacznie dookoła, lecz nic nie zwiastowało na jego przybycie. Byłam w zupełnej kropce, nie wiedziałam co mam zrobić w takiej sytuacji. Postanowiłam poczekać jeszcze chwilę, być może niedługo się pojawi. Nagle usłyszałam jakieś głosy. Z lasu, który otaczał plac, wyszło dwoje mężczyzn w czarnych płaszczach. Cofnęłam się dwa kroki, nie spuszczając ich z oczu. Dyskretnie z tylnej kieszeni wyjęłam dwa kunaie. Mężczyźni chwile coś do siebie szeptali i jak na zawołanie zawiesili na mnie wzrok. Jeden z nich, zdecydowanie wyższy, wyjął z kieszeni płaszcza zdjęcie.

- O Danna, to na pewno ona. Jak w mordę strzelił, kropka w kropkę taka sama! - wykrzyknął radośnie. Spojrzałam na nich z zupełnym osłupieniem i dezorientacją na twarzy. Następnie ten niższy znowu coś powiedział, niestety nie usłyszałam co. Odwrócił się w moją stronę i rzucił już trochę głośniej.

- No to ją bierzemy. - jak to 'bierzemy'? Zanim to do mnie w zupełności dotarło, oni zaczęli się zbliżać. Rozsądek i wola przetrwania nakazała mi jak najszybciej spieprzać. Obróciłam się za siebie i zaczęłam biec w stronę centrum na skróty. I byłoby wszystko dobrze, gdyby nie jakiś metalowy pręt który owinął mnie wokół talii i uniósł w górę. Był zaciśnięty bardzo mocno.

- Hej! To boli! Ty karle jeden! Puszczaj mnie, bo jak nie, to ci nogi przy samej  dupie urwę! - jak się okazało, to karzeł trzyma mnie swoim metalowym ogonem. Na moje słowa, odwrócił się i zgromił mnie surowym spojrzeniem.

- Jeszcze jedno słowo, a przyrzekam, że zrobię z Ciebie kukiełkę. - warknął wściekle. Drugi z nich, który przez chwilę milczał, zaczął się głośno śmiać.

- Ale pyskówa z niej! Po tatusiu to ma jak nic! - słucham?! Co ten typek, z pod ciemnej latarni, może wiedzieć. Prychnęłam głośno i dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie dość że wiszę nad ziemią trzymana przez to żelastwo to jeszcze zostałam, zwyczajnie na świecie w biały dzień, uprowadzona!

- A może Państwo łaskawie by mi powiedziało, gdzie zmierzamy, w jakim celu i czy ja tego sobie życzę? - wysoki mężczyzna dostał takiego ataku śmiechu, że się przewrócił i nie mógł wstać.

- O Danna, hahahahaha, jaka ona śmieszna! - czułam jak moja irytacja sięga zenitu. Zaczęłam się mocno szarpać, co spowodowało jeszcze mocniejszy zacisk.

- Czy mógłbyś nie mówić o mnie w 3 osobie, ponieważ ja tu jestem? Ciągle z wami? Tylko trochę wyżej? - mężczyźni nagle przystanęli, a ja zostałam brutalnie zrzucona na ziemię. Syknęłam z bólu. Świetnie dupa na pewno stłuczona. Wstałam, otrzepując ubranie. Spojrzałam na nich wymownie, a Ci znów zaczęli szeptać. Na zakończenie, machnęli sobie głowa na znak zgody ze sobą. Nagle ten wyższy złapał mnie mocno za ramiona, a karzeł podszedł do mnie z jakąś strzykawką.

- Ej...ej ej ej! Co wy robicie?! Idź, że mi z tą igłą! Ale już! - i nim zdążyłam mrugnąć okiem, strzykawka boleśnie wbiła mi się w żyłę, a ja powoli czułam jak moje ciało ogarnia wszechobecna ciemność i sen.

xxx

Pierwszą rzecz, którą czułam po przebudzeniu to silny, promieniujący ból głowy. Nie miałam nawet siły otworzyć oczu czy kiwnąć palcem. W tle słyszałam jakieś szmery, lecz dochodziły do mnie z dużym opóźnieniem. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na czole, następnie otwiera powieki i małą latareczką sprawdza wzrok. Skrzywiłam się niemiłosiernie. Ten okropny blask ledowej żaróweczki jeszcze bardziej pogłębił mój ból głowy. Delikatnie zaczęłam otwierać oczy. Obraz był niejednolity, zamazany. Musiała minąć dobra chwila, bym mogła ujrzeć rzeczywisty widok. Nade mną pochylała się niebieskowłosa kobieta. Zdaję się, że coś do mnie mówi, ale nie bardzo rozumiem co. Patrzę na nią z niemałym osłupieniem. Staram się coś do niej powiedzieć, ale usta nie chcą ze mną współgrać. Czuję się jakbym była na haju. Wszystko w okół mnie jest takie powolne, opóźnione, zamazane i niezrozumiałe. Nie mogłam skleić faktów ze sobą i tego co się stało. Kobieta delikatnie się do mnie uśmiechnęła, chyba wiedząc w jakim jestem stanie. Nagle poczułam ponowne wkłucie w to samo miejsce. Po dłuższej chwili obraz zaczął się ujednolicać i klarować, a ja jakbym stawała się bardziej obecna. Ból głowy powoli przechodził, a rozmowa którą ciągle gdzieś w tle słyszałam wyraźniejsza. Niebieskowłosa kobieta spojrzała na mnie i się delikatnie zaśmiała.

- No ładnie Cię załatwili, co? Odleciałaś na kilka dni! - 'załatwili'? Kto? Co? Jak? Nadal nie mogłam skojarzyć faktów. Kobieta podała mi szklankę wody. Nawet nie poczułam jak bardzo pić mi się chciało. Łapczywie ją chwyciłam i wypiłam do dna. Niebieskowłosa zauważając moje pragnienie nalała mi wody jeszcze raz.

- Przepraszam Panią bardzo, ale ja nie rozumiem o co tutaj chodzi. Gdzie ja jestem i co się stało? - obok niej stał chłopak o czerwonej czuprynie i iście czekoladowych oczach. Przyglądał mi się badawczo, po czym rzucił krótkie 'przyjdę później' i zniknął.

- Jaka Pani! Jestem Konan, a Ty znajdujesz się w siedzibie głównej Akatsuki  - spojrzałam na nią z przerażeniem. Akatsuki?! Ona jeszcze to mówiła z takim spokojem i harmonią. Nagle wszystko co się stało zaczęło do mnie docierać. Kirigakure, stłuczony kubek, nieobecność Mistrza na treningu, przybycie dwóch nieznanych mężczyzn, ucieczka, metalowy ogon, śmiech i strzykawka, a teraz znajduję się tutaj. W Ame, jakieś setki czy nawet tysiące kilometrów od domu. A co najgorsze...

- Chcesz mi powiedzieć, że oni mnie nafaszerowali narkotykami a ja byłam przez kilka dni na totalnym haju i zgonie?! - Konan zaśmiała się radośnie. Pomachała z niedowierzaniem głową, kładąc mi na czoło chłodny okład.
- Jesteś niesamowita. Właśnie Ci powiedziałam, że znajdujesz się w siedzibie największych przestępców i gwałcicieli,  a Ty przejmujesz się że podali Ci mieszankę mefedronu i kodeiny? - no tak, to tylko jakiś mix substancji psychotropowych, nic takiego. Westchnęłam głęboko. Konan usiadła na skraju łóżka, uśmiechając się pokrzepiająco.

- Zaraz zaprowadzę Cię do Lidera. On wyjaśni Ci dlaczego się tutaj znalazłaś i czego od Ciebie chce - dreszcz przeszedł moje ciało. Słowo 'lider' było co najmniej przerażające. Już widziałam jak zamyka mnie w celi pełnej obrzydliwych, włochatych, ogromnych, śmiercionośnych pająków. Ohyda! Z moich rozmyślań wyrwała mnie Konan, która usiłowała pomóc mi wstać. Delikatnie zachwiałam się na nogach, ale generalnie nie było źle. Dopiero teraz rozejrzałam się po pokoju. Był biały, sterylny, perfekcyjnie czysty, przejrzysty i jakiś taki szpitalny.

- To wasz taki prowizoryczny szpital?

- Tak, tutaj chłopaki dochodzą do siebie jak coś im nie pójdzie na misji. - im coraz więcej Konan opowiadała tym bardziej byłam przerażona wizją co mnie zaraz czeka. Idąc korytarzem nie natknęłyśmy się na nikogo. Hol był w odcieniu beżu, a drzwi do każdego pokoju w głębokim odcieniu dębu. Doszłyśmy do końca korytarza, na którym znajdowały się trochę większe drzwi od innych. Konan delikatnie zapukała, by po chwili zaprosić mnie do środka. Przez chwilę wahałam się czy po prostu nie zwiać, ale poczułam jak niebieskowłosa popycha mnie do środka, zamykając drzwi. Klamka zapadła, pewnie zginę. O dziwo pokój 'szefa' był bardzo przestronny i przejrzysty. Ściany były pomalowane w kolorze kawy z mlekiem oraz były ozdobione licznymi obrazami przedstawiającymi krajobrazy natury. Okno było otwarte, a wiatr powiewał długie, białe zasłony. Ten pokój był po prostu...babski. Na samym środku stało biurko, które było zawalone papierami, teczkami, zwojami i papierosami. Z nad tego całego burdelu wychyliła się ruda czupryna z ob-kolczykowaną twarzą. I przepraszam bardzo, to ma być Lider? Chłopak głośno odchrząknął, patrząc się na mnie znacząco.

- Ekhm, nazywam się Pain i owszem ku Twojemu zdziwieniu jestem liderem. - ups? On chyba nie chce mi przez to przekazać, że czyta w myślach?

- Owszem, czytam. Usiądź proszę, musimy sobie kilka spraw wyjaśnić. - odparł i zaczął szperać w szufladach. Po chwili wyjął błękitną teczkę z moim imieniem i nazwiskiem. Z niej wyjął jakieś dokumenty, które mi przekazał.

- Zapoznaj się z tym, proszę. - w pliku znajdował się mój akt urodzenia, aktualne zdjęcie, świadectwa ukończenia każdego roku w szkole, a nawet dokładny przebieg mojego treningu z mistrzem Hiro! Przyglądając się tym papierom dalej, doszłam do ostatniej kartki. Z jej treści, ku memu wielkiemu zdziwieniu wynikało że, zostałam przez Ojca sprzedana. Dokument został podpisany w dniu moich narodzin. Zmrużyłam oczy, byleby się nie popłakać.

- Czy ja dobrze rozumiem? Byłam waszą transakcją? O co tutaj w tym wszystkim chodzi?! - trzasnęłam pięścią w biurko tak mocno, że wszystkie papiery rozsypały się po całym pokoju. Lider zgasił całą moją wściekłość jednym spojrzeniem. Potulnie usiadłam z powrotem na krześle.

- Pozwól, że Ci wszystko wyjaśnię. Twój Ojciec, lata temu, poważnie naraził się naszej organizacji. Sprzedał tajne zwoje na temat taktyk bojowych Akatsuki. Co prawda stanowisko lidera obejmował wtedy ktoś inny, ale sprawa jest mi dobrze znana. W zamian za nie wybicie waszego klanu, ofiarował nam Ciebie. Na początku myślałem, że zupełnie nam się nie przydasz. Zakładałem, że jak tu się zjawisz po prostu Cię zabiję. Ale Ty, z upływem czasu, zrobiłaś się coraz bardziej interesująca. Obserwowałem każdy Twój ruch. Już nawet nie mówię o Twoim kekkei genkai, którego nie powinnaś odziedziczyć, ale o czymś innym. Ty dobrze wiesz o czym. - Pain wiercił mi dziurę w brzuchu swoim spojrzeniem, które nie uznawało sprzeciwu. Dobrze wiedziałam o co mu chodzi.

- Skoro Lider wie o tym, po co to roztrącać?

- Chcę to usłyszeć od Ciebie - przygryzłam dolną wargę, unikając jego spojrzenia które jakby mogło to z pewnością by mnie zabiło. Westchnęłam głośno i zaczęłam opowiadać.

- Kiedy miałam 6 lat, uciekłam z domu, bo Ojciec wrócił nawalony ze 'spotkania' ze starymi kumplami. Pognałam nad jezioro, które od małego mnie fascynowało. No, a że młoda byłam i głupia to wskoczyłam do niego i zaczęłam się topić. Pech chciał, że nikogo w pobliżu nie było. Pamiętam jak opadałam na dno, a wodorosty powoli oplatały moje ciało. Nagle poczułam jak ktoś mnie chwyta. Były to nimfy wodne. Myślałam, że to nasza miejscowa legenda. Uratowały mnie wtedy, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. One zaś stwierdziły, że to siła wyższa mnie tam wepchnęła i że jestem jedną z nich. No i mnie przemieniły. - wzruszyłam ramionami. Lider zaś ciągle mi się przyglądał z coraz to większym zaciekawieniem.

- Jak Cię przemieniły? - zaśmiałam się ironicznie.

- Paradoksalnie, utopiły mnie. A ja narodziłam się na nowo jako nimfa wodna. - Lider uniósł brwi do góry, a Konan jęknęła głośno. Mnie bardziej zastanawiał fakt, dlaczego nie powinnam odziedziczyć swojego kekkei genkai.

- Informacja za informacje. Ja Ci już opowiedziałam swoja historię, Ty teraz mów co nie tak jest  z moim Raton (przyp. aut. to kekkei genkai) ?! - rudy uśmiechnął się ironicznie i z politowaniem pokręcił głową.

- Wykapany tatuś z Ciebie. Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Twoją biologiczną matką nie jest kobieta, która Cię wychowała. - stwierdził dosadnie, na co mi opadły ręce. Jak to, Emiko, kobieta którą nazywałam całe swoje życie mamą, nie jest nią?! Natłok myśli, emocji i wydarzeń sprawił że słabiej się poczułam. Zrobiło mi się okropnie duszno. Dobrze, że Konan szybko zareagowała podając mi szklankę wody. Od razu lepiej. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Gdy powoli doszłam do siebie, Lider ponownie zaczął mówić.

- Więc, ustalmy coś. Czysta formalność. Zostałaś właśnie przyjęta do naszej organizacji, nie masz możliwości wyboru, o czym oboje dobrze wiemy. Na razie nie będziesz brała udziału w misjach, ponieważ jeszcze na to za wcześnie. Szlifowaniem twoich umiejętności zajmie się Kisame Hoshikagi, on z nas wszystkich najlepiej tu włada żywiołem wody. A póki co pomożesz Konan w gotowaniu, sprzątaniu takie tam babskie sprawy. Tutaj proszę się podpisać, a teraz Konan zaprowadzi Cię do Twojego pokoju. - słucham?! Pranie, sprzątanie, ślęczenie nad garnkiem to 'babskie sprawy'? Oj Liderze, chyba mamy do czynienia z męskim szowinizmem. I nim zdążyłam mrugnąć okiem, już kunai leciał w moją stronę. Dobrze, że w porę się schyliłam. Będę musiała się pilnować ze swoimi myślami przy 'prezesie'. Po wyjściu z gabinetu Konan roześmiała się na dobre.

- Josephine przepraszam, że zapomniałam Ci wspomnieć o talencie naszego Lidera. - pokiwałam ze zrozumieniem głową.

- Serio Ty tutaj robisz za gosposię? Dlaczego sobie na to pozwoliłaś?

- Myślisz, że tak łatwo mnie ubłagali? Słuchaj, jak raz zabrali się za zagotowanie wody na herbatę zjarali pół kuchni. Nigdy nie zapomnę jak ich Pain wtedy zjebał. Ze trzy miesiące chodził jak na szpilkach. Wyobraź sobie, że na co dzień mordują ludzi, a jak przychodzi co do czego wody nawet nie potrafią wstawić. No i wtedy stwierdziłam, że jak ja się za to nie zabiorę to następnym razem będzie gorzej. Poza tym doszłam do wniosku, że chłopaki odwalają na misjach kawał niezłej roboty. Wracają ledwo żywi, dlatego dbam by chociaż dobrze jedli i spali w czystej pościeli. Wiele razy i ja bywałam na takich misjach, uwierz mi. Czasami myślałam, że nie przeżyję. Teraz  zajmuję się domem, nie wyjeżdżam na misje tego typu, raczej szpieguję. - i jakby się dobrze zastanowić ona miała dużo racji w tym co mówi.

- Mnie też szpiegowałaś? - rzuciłam niespodziewanie. Chyba powinnam ugryźć się w język.

- Akurat Ciebie śledził Zetsu. Poznasz go i resztę organizacji na śniadaniu. Tutaj jest Twój pokój. O ubrania się nie martw, wszystkie Twoje rzeczy są poukładane w szafie. Zetsu zadbał byś miała w czym chodzić. Masz niezłą lokalizację. Obok Ciebie mieszka Itachi, jest bardzo cichy i zamknięty w sobie, zaś na przeciwko Kakuzu. Będziesz tu miała święty spokój, który Ci się przyda uwierz mi. - uśmiechnęłam się w geście podziękowania i weszłam do siebie do pokoju. Konan na odchodne rzuciła

- Dziś daruję Ci kuchenne obowiązki, ale jutro rano na pewno po Ciebie przyjdę. Póki co, rozgość się. Aha i jeszcze jedno. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś. W końcu będzie można się komuś wygadać. - i tyle ją widziałam. 

Ja zaś opadłam bezsilnie na łóżko, które o dziwo było miękkie, wygodne i dwuosobowe.
Cały pokój był utrzymany w lawendowej tonacji. Meble były w odcieniu jasnego dębu. Widać, że dom urządzała kobieta, na pewno Konan. Ma gust dziewczyna, wcelowała w moje ulubione barwy. Jak dobrze, że miałam własną łazienkę. Przewróciłam się na brzuch, a twarz wtuliłam w mięciusie poduszki. W głowie miałam totalny szum i mętlik. I trochę potrwa zanim wszystko ułożę sobie na nowo. W końcu od dziś zaczyna się moje nowe życie, a ja przyjęłam to całkiem spokojnie. Nie ulegało na pewno wątpliwości to, iż kobietę która mnie wychowała, nadal będę nazywać mamą. Kocham ją i nic tego nie zmieni. Na pewno będę za nią tęsknić. A jeśli chodzi o Ojca, zachował się jak parszywy tchórz! Nie jest godny na miłość jaką otoczyłam go ja i mama. Bardzo się na nim zawiodłam. Jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju. Kisame Hoshigaki. Nie pamiętałam go zbyt dobrze, ponieważ zbiegł z wioski jak miałam ledwo 4 latka, ale plotki w Kiri nieustannie o nim krążą. Począwszy od tego, że stał się seryjnym mordercą i przestępcą co się potwierdziło, skończywszy na tym że zginął w jednej z Wielkich Bitew Shinobi. Na moje nieszczęście moja rodzina, w szczególności ojciec, nie byli w najlepszych relacjach z nim, delikatnie ujmując. Kiedyś należał z ojcem do grupy mistrzów mieczy, potem drużyna się rozpadła, z powodu wewnętrznych konfliktów. Obawiam się, że przez moje nazwisko mogę być skazana na mordercze treningi, co źle mogłoby się dla mnie skończyć. Koniecznie muszę się wypytać Konan o niego. Teraz marzyłam o jakiejś relaksacyjnej kąpieli
. Ruszyłam się z wyra w stronę łazienki, która również była urządzona w gustownym stylu. Biało - beżowe kafelki świetnie współgrały z ozdobnymi bambusami w wielkich brązowych donicach. Odkręciłam gorącą wodę, wlewając do wanny płyn o zapachu kokosa. Uwielbiam ten zapach, serio. Szybko zrzuciłam z siebie ciuchu, zanurzając się po szyję w wodzie. 
Fajnie, właśnie moczę się w wannie, która należy do Akatsuki. No, ale przecież ja też już należę! 
Czuję, że to będzie bardzo ciekawy rozdział w moim życiu.

xxx

Witam Was Kochani :) Oto mamy i pierwszy rozdział. Jak to się mówi? Pierwsze koty za płoty :D Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Powoli już zaczynam ogarniać wygląd bloga, niebawem dodam zakładkę " O Autorce " oraz z linkami, które przypominam możecie zostawiać w komentarzach. Tyle ode mnie, dziubki :D 
Pozdrawiam Was Serdecznie :*  

Las desgracias nunca viven solas - dokładnie tłumacząc " nieszczęścia nigdy nie chodzą samotnie " czyli na nasze " nieszczęścia chodzą parami " . 

sobota, 15 marca 2014

[00] el principio

" Marzę o cof­nięciu cza­su. Chciałbym wrócić na pew­ne roz­sta­je dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczy­tać uważnie na­pisy na dro­gow­ska­zach i pójść w in­nym kierunku. "
                                                                               ~ Janusz Leon Wiśniewski 



Decyzje, które zostały podjęte w przypływie impulsu, emocji mają największy wpływ na kształtującą się przyszłość. Co byłoby gdybyśmy mogli cofnąć się o 10 kroków w tył w naszej egzystencji? Na pewno każdy ustawiłby sobie życie tak jak chce. A ludzie nigdy nie popełniali błędów. Ale i wtedy nasze społeczeństwo byłoby głupie i bezmyślne. Nie potrafiłoby żyć z pomyłkami swojego życia! Nie potrafiliby przepraszać, wybaczać. Nie nauczyliby się pokory, szacunku. Dlatego cieszę się, że czasu nie da się cofnąć. Bo pomimo popełnionych przeze mnie błędów w przeszłości, kocham swoją teraźniejszość. I kto wie czy gdyby nie pomyłki, złe decyzje które miały miejsce daleko za mną, byłoby tak pięknie przede mną? 
Nazywam się Josephine Hozuki. Należę do przestępczej organizacji Akatsuki. I to była najlepsza decyzja w moim życiu. I choć nie było łatwo na początku, teraz wiem że życie wynagrodziło mi mój trud. 

xxx

Witam Serdecznie na moim blogu :) Oto i prolog, króciutki wiem ale właśnie taki miał być. Takiego go sobie wymarzyłam :D Od razu informuję, że tytuły postów będą w jezyku hiszpańskim :) Zawsze pod koniec notki, tytuł będzie tłumaczony. W komentarzach zostawiajcie adresy swoich blogów, które z chęcią dodam do linków :) Następna notka? Niebawem!
Pozdrawiam Serdecznie :*

El principio - Początek  
adres bloga : pensamientos de Josephine - przemyślenia Jospehine